Przy ulicy Klonowica 6 w Jeleniej Górze, dawniej Contessastrasse 6 w Hirschbergu, znajdowała się piekarnia Paula Bettermanna – ale to nie on będzie bohaterem dzisiejszej historii. 11 lipca 1942 roku o godzinie 8:30 54-letni Paul zmarł. Przyczyna śmierci? W akcie zgonu wszystko zostało dokładnie podane: uszkodzenie serca mięśnia sercowego, miażdżyca i chora wątroba. Pochodzący z Bolkowa (Bolkenhain), syn Wilhelma i Pauline, pozostawił po sobie owdowiałą żonę Bertę Minnę.
Akt zgonu Paula Bettermanna / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
W tym samym roku lokal przejęła rodzina Johnów. Reinhold John, syn Fritza i Marthy, pisze w swoich wspomnieniach, że pod koniec lat 30-tych przeprowadzili się do Jeleniej Góry z Neustädtel, czyli z dzisiejszego Nowego Miasteczka w województwie lubuskim. Najpierw zamieszkali przy Äussere Burgstrasse 31 (dzisiaj Podwale), gdzie znajdowała się mała piekarnia opalana drewnem. Reinhold wspomina, że warunki były trudne, a nieszczelne poddasze ówczesnego lokum, w którym stała ocynkowa wanna, pełniło funkcję łazienki i pralni.
Reinhold John przed budynkiem piekarni Paula Bettermanna, ca. 1942 / Źródło: wspomnienia Reinholda Johna
W 1944 roku 10-letni Reinhold, jak jego rówieśnicy, musiał wstąpić do Hitlerjugend. Zajęcia odbywały się w środy i soboty. Wspomina, że w maju i czerwcu zbierali zrzuconą na Jelenią Górę stonkę ziemniaczaną, którą palili w szkolnej piwnicy oraz brali udział w grach terenowych. Jedna z nich polegała na tym, że do teczki jednego z uczniów wkładano cegłę, i ten miał być ścigany przez pozostałych.
Jednym z najbardziej pamiętnych momentów w życiu Reinholda było wkroczenie Armii Czerwonej 8 maja 1945 roku. W swoich wspomnieniach opisuje, jak jego rodzina próbowała uciec z miasta w kierunku gór, razem z innymi mieszkańcami, zabierając ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. W trakcie ucieczki widzieli płonące domy i byli świadkami strzelaniny, co zmusiło ich do szukania schronienia w przydrożnym rowie.
Po dotarciu do Stonsdorfu (obecnie Staniszów) rodzina znalazła tymczasowe schronienie u krewnych, co pozwoliło im spędzić noc w nieco bezpieczniejszych warunkach. Następnego dnia podjęli decyzję o powrocie do Hirschbergu, gdzie, ku ich zaskoczeniu, zastali piekarnię nienaruszoną.
Gdy region oficjalnie przeszedł pod polskie władze, rodzina Johnów, podobnie jak wiele innych, stanęła w obliczu przymusowego wysiedlenia.
Młodzież w uniformach Hitlerjugend, z prawej pracownik z Włoch
W 1946 roku rodzina Johnów otrzymała nakaz deportacji. Reinhold, jego rodzice i dwie babcie wraz ze skromnym dobytkiem wyruszyli w długą podróż do obozu przejściowego w Hartau. 27 czerwca o godzinie 15:00 wyruszyli w wagonach bydlęcych, a jeden z lokalnych artystów na przednim wagonie narysował kredą Rübezahla, czyli Ducha Gór, towarzyszącego im w dalszej drodze.
Po przybyciu do Niemiec Zachodnich życie Reinholda zaczęło się stopniowo stabilizować. Jego rodzina, mimo wielu trudności, starała się odbudować swoje życie. Reinhold został stolarzem, ożenił się i wychował trzech synów, z których, jak podkreśla, każdy osiągnął sukces w życiu.
Współczesny widok budynku przy ul. Klonowica 6 w Jeleniej Górze / Fot. Marta Maćkowiak
Źródła:
25 października 1895 roku do Urzędu Stanu Cywilnego w Kowarach przybyła Frida Singer, aby zgłosić, że poprzedniego dnia zmarł jej młodszy braciszek. Fritz Singer, syn Juliusa Singera i Amalie z domu Peter, dożył sześciu lat i dwóch miesięcy. To właśnie jego macewa jest kolejną spośród zaledwie kilku zachowanych na cmentarzu żydowskim w Jeleniej Górze.
Zdjęcie nagrobka Fritza Singera, Jelenia Góra, 2012 / Źródło: Fotopolska.eu
Fritz Singer urodził się 25 listopada 1888 roku w Kowarach, czyli przedwojennym Schmiedebergu, odległym od Jeleniej Góry (Hirschbergu) o niecałe dwadzieścia kilometrów. Kowary – podobnie jak inne okoliczne miejscowości – znajdowały się w obrębie jeleniogórskiej gminy żydowskiej. Fritz Singer był dziewiątym i najmłodszym dzieckiem Juliusa i Amalie.
Rodzina mieszkała w kamienicy przy Markt 10, czyli dzisiejszej ulicy 1 Maja 19. Julius Singer był człowiekiem przedsiębiorczym – w tym samym budynku prowadził gospodę Pod Złotym Lwem (Zum Goldenen Löwen), po której do dziś zachowały się ozdobne lwie głowy na drzwiach. Ponadto był właścicielem lokalnej destylarni i fabryki soków owocowych, w której produkowano podobno najlepszy sok z malin górskich.
Budynek, w którym mieszkała rodzina Singerów / Fot: Jowita Selewska
Reklama z 1884 roku
Julius Singer urodził się 6 lutego 1849 roku w Kluczborku (Kreuzburg) jako syn Samuela Singera, handlarza końmi z Kraskowa (Kraskau), i Friederike z domu Wendriner. 19 kwietnia 1876 roku poślubił w Trzcielu (Tirschtiegel) Amalie Peter, córkę Lewina Louisa Petera i Seraphine z domu Kirsch. W ciągu roku para przeprowadziła się do Kowar, gdzie 26 lipca 1877 roku urodziło się ich pierwsze dziecko, Alphons. Małżeństwo nie miało szczęścia – dziecko zmarło po sześciu miesiącach, podobnie jak i kolejny synek, Berhnard, który zmarł tuż po narodzinach 13 maja 1878 roku. W rodzinie rodzili się następnie Max, Elfriede i Hans – który przeżył zaledwie rok – Willy, Elsbeth, Martha i wreszcie Fritz, dzięki któremu możemy poznać historię Singerów.
Amalie Singer zmarła przedwcześnie 26 lutego 1891 roku w wieku niespełna 39 lat, pozostawiając męża z szóstką dzieci. Niecały rok później Julius zdecydował się poślubić pochodzącą z Rawicza (Rawitsch) Minnę Rothenberg, córkę kupca Seliga Rothenberga i Pauline z domu Birnbaum. Ślub odbył się 2 lutego 1892 roku we Wrocławiu (Breslau) – mieście, w którym Julius zacznie prowadzić interesy w drugiej dekadzie XX wieku.
Akt zgonu Fritza Singera / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
Już w 1912 roku pojawia się w księgach adresowych przy Gartenstrasse 63 (dziś ulica Piłsudskiego, okolice Teatru Muzycznego Capitol) jako gorzelnik. Później, pod tym samym adresem, w księdze adresowej członków gminy żydowskiej w Breslau widnieje także imię jego najmłodszego i jedynego syna z drugiego małżeństwa – Siegmunda Singera i jego żony Erny z domu Kohn. Julius prawdopodobnie zmarł w 1932 roku i został pochowany na nowym cmentarzu żydowskim przy ulicy Lotniczej we Wrocławiu. Jego żona Minna zmarła zapewne wcześniej, bo nie pojawia się na wspomnianej liście adresowej członków gminy.
Julius Singer na liście adresowej członków gminy żydowskiej w Breslau (Wrocławiu)
Siegmund mieszkał przy Gartenstrasse 63 do początku wojny. Udało mu się uciec do Szanghaju, a stamtąd 17 września 1946 roku przybył do San Francisco na pokładzie statku USS General W. H. Gordon. Pięćdziesięciojednoletni wdowiec przybył do Stanów Zjednoczonych, by rozpocząć nowe życie. Według spisu ludności z 1950 roku osiadł w Milwaukee z drugą, pochodzącą z Polski żoną Sarą i zajął się sprzedażą staroci. Zmarł 18 grudnia 1968 roku.
Nie wiadomo, co stało się z resztą rodzeństwa Fritza.
Lista pasażerska z nazwiskiem Sigimunda Singera
Za pomoc w ustaleniu obecnego adresu w Kowarach dziękuję Jowicie Selewskiej.
Tekst pojawił się w magazynie Chidusz 3/2023.
Źródła:
Nagrobek Helene Lange na cmentarzu między Michałowicami a Piechowicami / Fot. Marta Maćkowiak
Pierwsza strona aktu ślubu Helene Schultze / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
Fragment księgi adresowej z Sopotu, 1922
30 kwietnia 1920 Helene przybyła do Urzędu Stanu Cywilnego w Sopocie, żeby zgłosić, że dzień wcześniej, 29 kwietnia o godzinie 19:30 w wieku 78 lat zmarł jej ojciec, Georg Schultze, tajny urzędnik rządowy, urodzony w Gdańsku (Danzig), syn Philippa, także tajnego urzędnika, i Henrietty z domu Hoffmann.
Akt zgonu Georga Schultze / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
Z ksiąg adresowych wiemy, że w 1922 roku Helene wciąż mieszkała w Sopocie, a jej mąż awansował na majora. W 1926 roku ginie po nich ślad. Czy to w tym czasie przeprowadzili się na Dolny Śląsk? A może zanim pojawili się u podnóża Karkonoszy pomieszkiwali w różnych miejscach w związku z karierą militarną Adalberta? Czy mąż Helene również został pochowany na tym samym cmentarzu? Co ich tu przyciągnęło i czy było to związane popularnymi w owym czasie wierzeniami starogermańskimi?
Willa, w której mieszkała Helene Lange z domu Schultze / Źródło: Google Maps
Trochę nowych informacji i jeszcze więcej pytań. W księgach adresowych z Piechowic z 1941 roku nie natknęłam się na małżonków Lange. Nie udało mi się na razie ustalić nic więcej na temat kariery wojskowej Adalberta. Czekam na odpowiedź z Urzędu Stanu Cywilnego odnośnie aktu zgonu Helene – może ten dokument, wskaże nowe informacje odnośnie jej miejsca zamieszkania przed śmiercią i potencjalnych potomków.
A może Wam uda się dołożyć do tej historii coś od siebie?
Przy okazji polecam książkę Jakuba Pomezańskiego „Neopogańskie formy upamiętniania zmarłych w III Rzeszy”, w której świetnie poruszony jest rzeczony temat.
Źródła:
W pierwszy weekend czerwca (2-4.06) odbędzie się we Wrocławu druga edycja festiwalu Borek. Historia i Sztuka. Razem z Urszulą Rybicką z Żydoteki i Maćkiem Wlazło z Beard of Breslau, Alanem Weissem z inicjatywy Spod ziemi patrzy Breslau oraz Dominiką Targowską z pracowni Submarine, przygotowaliśmy 7 niezwykłych wydarzeń poświęconych osiedlu Borek we Wrocławiu (niegdyś zwanym Kleinburg) i jego mieszkańcom.
W 1787 roku cesarz rzymski Józef II Habsburg ogłosił dekret nakazującym wszystkim Żydom przyjęcie nazwiska rodowego. Zgodnie z nim Żydzi mogli wybrać sobie nazwisko sami, a jeśli takiego nie wybrali (bo nie mieli pomysłu lub po prostu nie chcieli mieć żadnego), nazwisko ustalał urzędnik. Legenda głosi, że za „dodatkową opłatą” urzędnik nadawał upragnione i piękne nazwisko, w przypadku jej braku – przypisywał byle jakie, lub w ramach kary – brzydkie.
Nie istnieje żadna dokumentacja, która pozwoliłaby ustalić, czy Żydzi faktycznie płacili za ładnie brzmiące nazwiska. Lista łapówek branych przez urzędnika, byłaby jednocześnie dokumentem świadczącym o dokonaniu przestępstwa, w związku z tym nie ma dowodu potwierdzającego istnienie takiego zwyczaju.
Wiele z tych nazwisk noszą i nosili także protestanci i katolicy.
Akt urodzenia Zajwela Goldberga, którego ojciec był wyrobnikiem / Źródło: Archiwum Państwowe w Lublinie
Źródła:
W wielu przypadkach nie wystarczy znać jedynie nazwy rodzinnej miejscowości. W większych miastach istniało zazwyczaj kilka parafii, w mniejszych miasteczkach na miejscu była zwykle jedna świątynia dla każdego wyznania, w przypadku wsi, trzeba upewnić się do którego kościoła parafialnego lub w przypadku żydowskich przodków, gminy żydowskiej, należała.
Czasem wystarczy zadać pytanie wyszukiwarce Google, ale może okazać się, że takiej informacji szybko nie znajdziemy. Dlaczego? Otóż, część miejscowości może już dzisiaj nie istnieć, inne mogły na przestrzeni lat należeć podlegać pod różne parafie, a od czasów powojennych posiadać już własne kościoły parafialne.
Dzięki określeniu właściwej miejscowości, jesteśmy w stanie sprawdzić stan zachowania i miejsce przechowywania metryk, a następnie przeglądać akta w celu odnalezienia interesujących nas dokumentów.
W tym celu przydadzą się wyszukiwarki dostępne w internecie. Poniżej przedstawiam te, z których ja sama najczęściej korzystam:
Słownik powstał w latach 1880–1902 i obejmuje terytoria wszystkich zaborów. Oprócz informacji na temat przynależności parafialnej, możemy tutaj znaleźć ciekawe dane demograficzne, historyczne i biograficzne dotyczące interesującej nas miejscowości.
Wyszukiwarka autorstwa Ewy i Adama Kamieńskich. Bardzo przydatna w przypadku miejscowości z Kresów. Zazwyczaj podane są parafie rzymskokatolickie i unickie, dodatkowo zaznaczone są na przedwojennych mapach Wojskowego Instytutu Geograficznego.
Na Kartenmeister znajdziemy informacje na temat miejscowości z byłego zaboru pruskiego. Znajdziemy tutaj polskie i niemieckie nazwy oraz informacje na parafii katolickiej, ewangelickiej i Urzędu Stanu Cywilnego, pod które dana miejscowość podlegała.
Może się zdarzyć, że nie znajdziemy poszukiwanej informacji w powyższych wyszukiwarkach. Wówczas warto poszukać informacji na stronach współczesnej parafii – czasem w zakładce Historia jest dokładny opis przynależności danej na przestrzeni lat.
W razie problemów, zapraszam do kontaktu 🙂
Powodzenia!
Marta
Urząd Stanu Cywilnego to pierwsza ważna instytucja, od której warto zacząć poszukiwania genealogiczne. Wiedza o naszych przodkach często kończy się na dziadkach, w najlepszym przypadku na pradziadkach. Nierzadko znane są jedynie imiona, a dokładna data i miejsce urodzenia wydają się być nie do ustalenia. Wielu twierdzi, że nie ma szans na odkrycie informacji o dalszych pokoleniach, bo „babcia w złości spaliła dokumenty”, „nie ma już kogo spytać”, bo „dziadek nie chce opowiadać o tym co było”.
Dobra wiadomość jest taka, że i w takich sytuacjach nie wszystko stracone, a z pomocą może przyjść właśnie Urząd Stanu Cywilnego.
W Urzędzie Stanu Cywilnego znajdują się akta urodzeń młodsze niż 100 lat oraz akta ślubów i zgonów młodsze niż 80.
Po tym czasie dokumenty teoretycznie przekazywane są do Archiwum Państwowego. Można je wtedy swobodnie przeglądać w czytelni archiwum albo zdalnie, jeśli zostały już zeskanowane i udostępnione w internetowej wyszukiwarce.
Teoretycznie – ponieważ czasem są zastoje w przekazywaniu roczników, może się również zdarzyć tak, że kilka lat znajduje się w jednej księdze i trzeba poczekać aż najmłodszy rocznik skończy wspomniane 100 lat.
Akta znajdujące się w USC objęte są ochroną danych osobowych dlatego nie każdy może mieć dostęp do takich dokumentów.
To oznacza, że bez problemu możesz wnioskować o odpis aktu urodzenia babci – natomiast w przypadku aktu jej siostry czy brata, będzie trzeba poprosić o pomoc wujka, ciocię lub kuzynów.
Jeśli osoba, której dokument Cię interesuje urodziła się w większym mieście, jej akt urodzenia będzie przechowywany w lokalnym Urzędzie Stanu Cywilnego. Tak samo w przypadku aktu ślubu czy zgonu.
W przypadku mniejszego miasteczka lub wioski, zacznij od ustalenia gminy, do którego dane miejsce należy. Gdy nie jesteśmy pewni, warto podzwonić do okolicznych USC i podpytać urzędnika. Czasem może na szybko sprawdzić czy dany akt istnieje, niekiedy może okazać się, że dokumenty z danego roku uległy zniszczeniu albo, w zależności od okresu, są przechowywane w kilku różnych USC – dlatego warto dopytywać.
Odpis aktu można uzyskać na 3 sposoby:
Odpis skrócony kosztuje 22 złote, odpis zupełny 33. Warto zapłacić 11 złotych więcej, ponieważ w odpisie zupełnym znajdziemy wszystkie informacje, które znajdują się na oryginalnym dokumencie. Także dopiski, które mogą być kluczowe w poszukiwaniach genealogicznych – informacja o adopcji, zmianie nazwiska, zmianie wiary, śmierci i zawartym ślubie.
Poniżej znajdziesz krótką instrukcję, która pomoże Ci w złożeniu wniosku bez wychodzenia z domu.
Po zalogowaniu się do profilu zaufanego (jeśli jeszcze nie posiadasz konta, warto założyć), wybierzesz Wnioskowanie o wydanie odpisu akt stanu cywilnego.
Na kolejnej stronie klikniesz Załatw sprawę.
Na początek wybierz sposób w jaki chcesz otrzymać odpis akt. Ja najczęściej wybieram skrzynkę Gov – jest najwygodniej i najszybciej.
Następnie wybierz rodzaj aktu, który Cię interesuje, rodzaj odpisu (już wiesz, że w celach genealogicznych najlepiej wybrać odpis zupełny) oraz zaznacz kogo dotyczy akt.
Jeśli akt dotyczy Ciebie, klikasz dalej. Jeśli wybierzesz drugą opcję (akt dotyczy Twoich dzieci, rodziców lub małżonka), będzie trzeba podać numer PESEL albo imię i nazwisko osoby, której dotyczy akt.
W trzecim przypadku (inna osoba lub/i dalsza rodzina) będzie trzeba dodatkowo zaznaczyć czy składasz wniosek jako pełnomocnik lub przedstawiciel (w imieniu nie spokrewnionej z Tobą) lub nie – gdy próbujesz uzyskać odpis aktu dziadków i dalszych przodków.
Jak wyżej. Warto zwrócić uwagę na wszystkie dane, żeby cały proces odbył się szybko i bezproblemowo 🙂
Jeśli nie jesteś pełnomocnikiem i próbujesz zdobyć akt dziadków lub pradziadków, w kolejnym kroku trzeba będzie wypełnić dane dotyczącej osoby, o której dokument wnioskujemy. Jeśli działamy w czyimś imieniu, trzeba będzie także umieścić dane tej osoby (mocodawcy).
Opcjonalnie możesz tutaj też zaznaczyć Urządu Stanu Cywilnego, który sporządził akt (jeśli wiesz). To może przyśpieszyć cały proces.
*Akt zgonu – jeśli składasz wniosek o odpis aktu zgonu, a nie znasz miejsca ani daty urodzenia Twojego przodka, w polu miejsce urodzenia wpisz „nieznane„, a datę urodzenia wpisz dowolną (na przykład 01.01.1900 – wcześniejszej się nie da),
W dalszej części wniosku w Uzasadnieniu napisz, że akt zgonu potrzebny jest w celach genealogicznych, tj. odkryciu miejsca i daty urodzenia przodka. W związku z tym, że nie posiadasz tych danych, we wniosku wpisałeś/aś fikcyjną datę i nieznane miejsce.
Tutaj wpisz swój powód ubiegania się o odpis. Może być to oczywiście jeden z niżej wymienionych – natomiast jeśli potrzebujesz odpis aktu w celach genealogicznych – wystarczy wpisać cel genealogiczny.
W tym kroku należy uzasadnić wniosek – krótko, zwięźle i na temat. Wystarczy napisać, że akt pomoże Tobie w zbudowaniu drzewa genealogicznego lub odkryciu tajemnicy rodowej 🙂
Jeśli jesteś pełnomocnikiem – to będzie dobry moment na załączenie skanu pełnomocnictwa i potwierdzenie opłaty (17 złotych).
Możesz tutaj dodać też inne załączniki – na przykład dokumenty potwierdzające pokrewieństwo mocodawcy z osobą, o której akt wnioskujesz. Mogą to być kopie aktów urodzeń, paszportów i innych dokumentów, na których pojawiają się imiona rodziców.
W przypadku niektórych (większych) Urzędów Stanu Cywilnego można zrobić przelew tutaj z pozycji wypełniania wniosku – natomiast w większości przypadków nie ma takiej możliwości. Ja najczęściej robię przelew na konto danej gminy przed wypełnieniem wniosku, a w tej części formularza załączam potwierdzenie. Numer konta i dane do przelewu znajdziesz na stronie internetowej konkretnej gminy.
W ciągu 10 dni spodziewaj się odpowiedzi (w przypadku wybrania opcji otrzymania aktu na skrzynkę Gov (ePUAP).
Odpowiedź z Urzędu Stany Cywilnego może być dobra i zła. W przypadku dobrej otrzymasz odpis aktu zawierający nowe informacje na temat Twoich przodków. Natomiast może okazać się też tak, że akt nie zostanie odnaleziony. Przyczyn może być kilka:
Tymczasem trzymam kciuki za owocne wnioskowanie!
Do usłyszenia,
Marta
Chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. Jedną z tych, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Kilka lat temu, Helena i Aleksander z Mi Polin przekazali mi parę adresów budynków, w których znaleźli ślady po mezuzach. Moim zadaniem było odkrycie historii ich przedwojennych mieszkańców.
Fot. Aleksander Prugar / Źródło: MI POLIN
Zazwyczaj poszukiwania genealogiczne zaczynam od zebrania informacji o konkretnej rodzinie i osobach, na których trop rodzinny się urywa. W tym przypadku pracę zaczęłam od adresu, który dostałam od Heleny i Aleksa: ulica Jerozolimska 3, Tomaszów Mazowiecki. Na podstawie ksiąg adresowych, dokumentów z obozów przejściowych, zasobów archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego i niezawodnego źródła, jakim jest Internet, udało mi się odkryć przepiękną historię i złożyć jej kawałki w całość.
W księdze adresowej z 1939 roku odnalazłam informację, że przy ulicy Jerozolimskiej 3 mieszkał Alfred Aronson. Okazało się, że był on przemysłowcem i synem współwłaściciela Fabryki Sukna Samuela Steinmana i Artura Aronsona, która powstała w wyniku fuzji dwóch firm w 1908 roku. Kazimierz Rędziński w swojej pracy Szkolnictwo żydowskie w Tomaszowie Mazowieckim, wspomniał o działalności dobroczynnej Samuela i Artura:
“Samuel Steinmann i Artur Aronson dla szkoły żeńskiej ofiarowali dwie maszyny do szycia oraz stół krojczy do nauki krawiectwa, a także 12/4 arszyna sukna na płaszcze zimowe dla 5 biednych uczennic. Płaszcze uszyto dla: Złoty Skrobisz z klasy III, Selmy Pakul z II klasy oraz Sary Kon, Ity Rosental i L. Szuster z klasy I34”.
W publikacji Fundacji Pasaże Pamięci czytamy:
„Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” wyprodukowała w r. 1914 tkaniny wełniane o wartości 700 tys. rubli. W fabryce pracowało wtedy aż 200 robotników na 82 krosnach i 3840 wrzecionach. […] W r. 1927 firma „Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” posiadała przędzalnię czesankową o 3640 wrzecionach i tkalnię o 70 krosnach. Zatrudniała 180 robotników. W r. 1930 na skutek kryzysu nastąpiły liczne zwolnienia, a w r. 1931 z powodu strat fabrykę całkowicie zamknięto. Po ustąpieniu kryzysu podjęto produkcję na stosunkowo niskim poziomie.”
Aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat wojennych losów Alfreda, zaczęłam szperać w dokumentach archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego. I oto znalazłam dwie ważne rzeczy: powojenną kartę rejestracyjną z Centralnego Komitetu Żydów w Polsce Artura Adama Aronsona – syna Alfreda, oraz teczkę personalną opisującą jego losy między 1947 a 1948 rokiem.
Karta rejestracyjna z Centralnego Komitety Żydów w Polsce / Źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Tak zwane karty rejestracyjne Żydów ocalałych z Zagłady były wydawane przez Centralny Komitet Żydów w Polsce, którego celem było reprezentowanie wobec władz państwowych oraz zorganizowanie opieki i pomocy tym, którzy przeżyli Holokaust.
Dzięki tej właśnie karcie dowiedziałam się, że Artur Adam Aronson urodził się 8 października 1934 w Tomaszowie Mazowieckim. Jego ojciec nazywał się dokładnie Alfred Joachim Aronson, a matka Wanda z domu Borensztajn. Gdy wybuchła wojna, rodzina Aronsonów została przeniesiona do getta w Tomaszowie, a tam Alfred został członkiem Żydowskiej Służby Porządkowej i Judenratu. Po likwidacji getta rodzina została rozdzielona. Artur z matką trafili do Auschwitz, gdzie ta niedługo potem zmarła.
Alfred prawdopodobnie przebywał jakiś czas w Warszawie, a później trafił w głąb Niemiec. Według informacji Fundacji Pasaże Pamięci, Karol Weyman (pisane czasem też Wejman), pomagał Żydom w getcie tomaszowskim – między innymi swojej koleżance z liceum (a później żonie), Marii Aronson, i jej bratu, Alfredowi. Pomógł im wydostać się z getta i przenieść się do Warszawy.
Z dokumentacji JOINTu i obozu przejściowego wynika, że Alfred był w obozie Bergen-Belsen, a po wyzwoleniu przebywał w Stuttgardzie. Stamtąd 8 lipca 1947 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych do swoich krewnych.
Źródło: Międzynarodowa Służba Poszukiwań (International Tracing Service), Bad Arolsen
Jego syn, 11-letni wówczas Artur, w trakcie wyzwolenia był w Oświęcimiu. Po wojnie odnalazła go przedwojenna guwernantka, Maria Sroka, z którą zamieszkał w Łodzi. Alfred przez kolejny rok starał się ściągnąć syna do siebie. Mniej więcej tyle zajęło zdobycie potrzebnych dokumentów, udowodnienie władzom amerykańskim, że będzie w stanie utrzymać dziecko, załatwienie formalności związanych z emigracją i przede wszystkim – trudne rozstanie chłopca z opiekunką. Poniższy list nie pozostawia wątpliwości.
„Rzekomo chłopiec ten już kilkakrotnie zwierzał się jej (Marii), że obawia się podróży morskiej. […] Pani S. twierdzi, że jest to właściwie duże dziecko, czyli duże tylko wzrostem. […] Poza tym odnieśliśmy wrażenie, że pani S. nie chciałaby się tak z dnia na dzień rozstać z chłopcem i uważamy, że nie jest wskazane wpływać na nią by udzieliła zgodę na wyjazd przez Francję”.
Źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Początkowo Artur miał wypłynąć z Gdyni 26 października 1948 na pokładzie statku Batory. Ostatecznie ze względu na zawiłości i problemy z rezerwacją, wsiadł 28 listopada do pociągu pod opieką pana Zygfryda Baltucha, pojechał do Paryża. Artur wypłynął 16 grudnia 1948 z Cherbourg we Francji na pokładzie statku Queen Elizabeth i dotarł do Nowego Jorku 21 grudnia 1948.
Tak pierwotnie zakończyła się historia, którą odkryłam kilka lat temu. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby coś mnie nie podkusiło do pogooglowania sobie Artura Aronsona przez kilka minut pisząc teraz ten tekst na bloga.
Tym sposobem po chwili dowiedziałam się, że Artur napisał esej o historii okrętu Burza („The Burza was a destroyer”), za który orzymał nagrodę Westcott Prize w 1958 roku, i natknęłam się na perełkę, o której wcześniej mogłabym tylko pomarzyć. Blog The Personal Navigator i post z 2011 roku „My unforgettable roommate Art Aronson”.
Dzięki autorowi bloga, Samuelowi Coulbournowi, mogłam poznać dalszą historię Artura. Czytając posta, czułam się jakbym co najmniej śledziła losy starego przyjaciela. Samuel i Artur razem studiowali w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis. Według Samuela, Aronson posługiwał się biegle językiem polskim, angielskim, niemieckim i rosyjskim, a nauka każdego przedmiotu przychodziła mu z łatwością. Był błyskotliwy, przyjacielski i radosny, mimo okrutnych wydarzeń, jakich doświadczył będąc dzieckiem.
Podobno świetnie też rysował i ilustrował magazyn Akademii przez cztery lata spędzone w Annapolis.
Artur zmarł 8 października 2008 w Syracuse w stanie Nowy Jork. Udało mi się nawiązać kontakt z Samuelem, który pozwolił mi wykorzystać ich wspólne zdjęcie. Artur miał żonę Eleonore, z którą nie mieli dzieci.
Samuel Coulbourn i Artur Adam Aronson (po prawej stronie), 2002
Za każdym razem mnie zachwyca fakt, że historia, która ma teraz początek, rozwinięcie i zakończenie, zaczęła się od jednego, małego śladu.
Źródła:
Końcowy raport składa się z kopi odnalezionych dokumentów, tłumaczeń, zdjęć oraz podsumowania. Wyjaśniam pokrewieństwo odnalezionych osób, opisuję sprawdzone źródła i kontekst historyczny. Najczęściej poszukiwania dzielone są na parę etapów i opisuję możliwości kontynuacji.
Czasem konkretny dokument może zostać nie odnaleziony z różnych przyczyn – migracji do innych wiosek/miast w dalszych pokoleniach, ochrzczenia w innej parafii, lukach w księgach, zniszczeń dokumentów w pożarach lub w czasie wojen. Cena końcowa w takiej sytuacji nie ulega zmienia, ponieważ wysiłek włożony w poszukiwania jest taki sam bez względu na rezultat.
Raporty mogą się od siebie mniej lub bardziej różnić w zależności od miejsca, z którego rodzina pochodziła (np. dokumenty z zaboru pruskiego, austriackiego i rosyjskiego różnią się od siebie formą i treścią).
Na podstawie zebranych informacji (Twoich i moich) przygotuję plan i wycenę – jeśli ją zaakceptujesz, po otrzymaniu zaliczki rozpoczynam pracę i informuję o przewidywanym czasie ukończenia usługi. Standardowe poszukiwania trwają około 1 miesiąca, a o wszelkich zmianach będę informować Cię na bieżąco.
Na Twoje zapytanie odpiszę w ciągu 3 dni roboczych i jest to etap bezpłatny. Być może zadam parę dodatkowych pytań, dopytam o cele albo od razu przedstawię propozycję kolejnych kroków.
Warto pamiętać, że im więcej szczegółów podasz, tym więcej rzeczy mogę odkryć.
Podziel się ze mną:
I najważniejsze – jeśli masz niewiele informacji, zupełnie się tym nie martw, w takich sytuacjach także znajdę rozwiązanie.