Żołnierze Wehrmachtu i cross-dressing

Perełka, którą znalazłam dzisiaj na targu staroci – zdjęcia żołnierzy Wehrmachtu przebranych za kobiety. Przeglądając pudła ze starymi fotografiami, trafiłam na kolekcję zdjęć młodych mężczyzn służących w armii. Większość z fotografii niczym szczególnym się nie wyróżniała, za wyjątkiem dwóch, które przykuły moje oko.

Zdjęcie żołnierzy Wehrmahtu przebranych za kobiety

Źródło: kolekcja prywatna

Cross-dressing i żołnierze Wehrmachtu

Na początku zdecydowałam się kupić 2 portrety kobiet i 2 krótkie korespondencje z końcówki XIX wieku. Niespecjalnie chciałam mieć w swojej kolekcji fotografie niemieckich żołnierzy, zwłaszcza bez żadnych podpisów, które pomogłyby mi zidentyfikować kogoś w kolejnym kroku. 

Jednak coś mi podpowiedziało, że warto byłoby tę decyzję jeszcze raz przemyśleć. Minęło niecałe 10 minut i wróciłam do Pana, aby dokupić te cztery zdjęcia, o których nie mogłam przestać myśleć (dwa z występu i dwa leżące obok).

Szukając informacji, które pomogłyby mi zrozumieć kontekst tych wyjątkowych zdobyczy, trafiłam na artykuł o Martinie Dammannie. Artyście, który od dwóch dekad zbiera fotografie niemieckich żołnierzy uprawiających cross-dressing. Wygląda na to, że bohaterzy „moich” zdjęć nie byli odosobnieni, bo w 2018 roku na podstawie własnych zbiorów, Martin wydał album Soldier Studies. Cross-dressing in Wehrmacht.

Zdjęcie żołnierzy Wehrmachtu przebranych za kobiety

Źródło: kolekcja prywatna

Karnawał, rozrywka czy ekspresja siebie?

Dammann, oprócz prezentacji zgromadzonych fotografii, zastanawia się nad rolą jaką cross-dressing mógł pełnić wśród niemieckich żołnierzy.

Z jednej strony odwołuje się do niemieckich tradycji karnawałowych oraz do występów teatralnych mających dać ukojenie i rozrywkę w brutalnych okolicznościach. Z drugiej strony zauważa, że homoseksualizm i transpłciowość była obecna wśród żołnierzy Wehrmachtu, nawet w obliczu kary umieszczenia w obozie koncentracyjnym i śmierci.

Być może dla jednych był to żart i regulacja emocji, dla drugich zaś namiastka normalności i możliwość ekspresji samego siebie.

Krótki wywiad z Martinem Dammannem można obejrzeć tutaj. 

Zdjęcie żołnierzy Wehrmachtu na łóżku

Źródło: kolekcja prywatna

Zdjęcie żołnierzy Wehrmachtu na polanie

Źródło: kolekcja prywatna

Żołnierze Wehrmachu przebrani za kobiety

Źródło: Martin Dammann

Żołnierz Wehrmachu przebrany za kobietę

Źródło: Martin Dammann

Żołnierz Wehrmachtu przebrany za kobietę

Źródło: Martin Dammann

Żołnierze Wehrmachtu przebrani za kobiety

Źródło: Martin Dammann

Żołnierz Wehrmachtu przebrany za kobietą

Źródło: Martin Dammann

Źródła:

  • Martin Dammann, Soldier Studies. Cross-dressing in Wehrmacht, 2018

Artur Adam Aronson z Tomaszowa Mazowieckiego i ślad po mezuzie

Chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. Jedną z tych, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Kilka lat temu, Helena i Aleksander z Mi Polin przekazali mi parę adresów budynków, w których znaleźli ślady po mezuzach. Moim zadaniem było odkrycie historii ich przedwojennych mieszkańców.

Kamienica w Tomaszowie Mazowieckim

Fot. Aleksander Prugar / Źródło: MI POLIN

Ślad po mezuzie w Tomaszowie Mazowieckim

Zazwyczaj poszukiwania genealogiczne zaczynam od zebrania informacji o konkretnej rodzinie i osobach, na których trop rodzinny się urywa. W tym przypadku pracę zaczęłam od adresu, który dostałam od Heleny i Aleksa: ulica Jerozolimska 3, Tomaszów Mazowiecki. Na podstawie ksiąg adresowych, dokumentów z obozów przejściowych, zasobów archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego i niezawodnego źródła, jakim jest Internet, udało mi się odkryć przepiękną historię i złożyć jej kawałki w całość.

Fabryka Sukna Samuela Steinmana i Artura Aronsona

W księdze adresowej z 1939 roku odnalazłam informację, że przy ulicy Jerozolimskiej 3 mieszkał Alfred Aronson. Okazało się, że był on przemysłowcem i synem współwłaściciela Fabryki Sukna Samuela Steinmana i Artura Aronsona, która powstała w wyniku fuzji dwóch firm w 1908 roku. Kazimierz Rędziński w swojej pracy Szkolnictwo żydowskie w Tomaszowie Mazowieckim, wspomniał o działalności dobroczynnej Samuela i Artura:

Samuel  Steinmann i Artur Aronson dla szkoły żeńskiej ofiarowali dwie maszyny do szycia oraz stół krojczy do nauki krawiectwa, a także 12/4 arszyna sukna na płaszcze zimowe dla 5 biednych uczennic. Płaszcze uszyto dla: Złoty Skrobisz z klasy III, Selmy Pakul z II klasy oraz Sary Kon, Ity Rosental i L. Szuster z klasy I34”.

W publikacji Fundacji Pasaże Pamięci czytamy:

„Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” wyprodukowała w r. 1914 tkaniny wełniane o wartości 700 tys. rubli. W fabryce pracowało wtedy aż 200 robotników na 82 krosnach i 3840 wrzecionach. […] W r. 1927 firma „Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” posiadała przędzalnię czesankową o 3640 wrzecionach i tkalnię o 70 krosnach. Zatrudniała 180 robotników. W r. 1930 na skutek kryzysu nastąpiły liczne zwolnienia, a w r. 1931 z powodu strat fabrykę całkowicie zamknięto. Po ustąpieniu kryzysu podjęto produkcję na stosunkowo niskim poziomie.” 

Aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat wojennych losów Alfreda, zaczęłam szperać w dokumentach archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego. I oto znalazłam dwie ważne rzeczy: powojenną kartę rejestracyjną z Centralnego Komitetu Żydów w Polsce Artura Adama Aronsona – syna Alfreda, oraz teczkę personalną opisującą jego losy między 1947 a 1948 rokiem.

Karta rejestracyjna z Centralnego Komitety Żydów w Polsce / Źródło: Żydowski Instytut Historyczny

Ocalały

Tak zwane karty rejestracyjne Żydów ocalałych z Zagłady były wydawane przez Centralny Komitet Żydów w Polsce, którego celem było reprezentowanie wobec władz państwowych oraz zorganizowanie opieki i pomocy tym, którzy przeżyli Holokaust. 

Dzięki tej właśnie karcie dowiedziałam się, że Artur Adam Aronson urodził się 8 października 1934 w Tomaszowie Mazowieckim. Jego ojciec nazywał się dokładnie Alfred Joachim Aronson, a matka Wanda z domu Borensztajn. Gdy wybuchła wojna, rodzina Aronsonów została przeniesiona do getta w Tomaszowie, a tam Alfred został członkiem Żydowskiej Służby Porządkowej i  Judenratu. Po likwidacji getta rodzina została rozdzielona. Artur z matką trafili do Auschwitz, gdzie ta niedługo potem zmarła.

Alfred prawdopodobnie przebywał jakiś czas w Warszawie, a później trafił w głąb Niemiec. Według informacji Fundacji Pasaże Pamięci, Karol Weyman (pisane czasem też Wejman), pomagał Żydom w getcie tomaszowskim – między innymi swojej koleżance z liceum (a później żonie), Marii Aronson, i jej bratu, Alfredowi. Pomógł im wydostać się z getta i przenieść się do Warszawy.

Z dokumentacji JOINTu i obozu przejściowego wynika, że Alfred był w obozie Bergen-Belsen, a po wyzwoleniu przebywał w Stuttgardzie. Stamtąd 8 lipca 1947 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych do swoich krewnych.

Źródło: Międzynarodowa Służba Poszukiwań (International Tracing Service), Bad Arolsen

Wyjątkowa więź z guwernantką

Jego syn, 11-letni wówczas Artur, w trakcie wyzwolenia był w Oświęcimiu. Po wojnie odnalazła go przedwojenna guwernantka, Maria Sroka, z którą zamieszkał w Łodzi. Alfred przez kolejny rok starał się ściągnąć syna do siebie. Mniej więcej tyle zajęło zdobycie potrzebnych dokumentów, udowodnienie władzom amerykańskim, że będzie w stanie utrzymać dziecko, załatwienie formalności związanych z emigracją i przede wszystkim – trudne rozstanie chłopca z opiekunką. Poniższy list nie pozostawia wątpliwości.

Rzekomo chłopiec ten już kilkakrotnie zwierzał się jej (Marii), że obawia się podróży morskiej. […] Pani S. twierdzi, że jest to właściwie duże dziecko, czyli duże tylko wzrostem. […] Poza tym odnieśliśmy wrażenie, że pani S. nie chciałaby się tak z dnia na dzień rozstać z chłopcem i uważamy, że nie jest wskazane wpływać na nią by udzieliła zgodę na wyjazd przez Francję”.

Źródło: Żydowski Instytut Historyczny

Początkowo Artur miał wypłynąć z Gdyni 26 października 1948 na pokładzie statku Batory. Ostatecznie ze względu na zawiłości i problemy z rezerwacją, wsiadł 28 listopada do pociągu pod opieką pana Zygfryda Baltucha, pojechał do Paryża. Artur wypłynął 16 grudnia 1948 z Cherbourg we Francji na pokładzie statku Queen Elizabeth i dotarł do Nowego Jorku 21 grudnia 1948.

Tak pierwotnie zakończyła się historia, którą odkryłam kilka lat temu. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby coś mnie nie podkusiło do pogooglowania sobie Artura Aronsona przez kilka minut pisząc teraz ten tekst na bloga.

Tym sposobem po chwili dowiedziałam się, że Artur napisał esej o historii okrętu Burza („The Burza was a destroyer”), za który orzymał nagrodę Westcott Prize w 1958 roku, i natknęłam się na perełkę, o której wcześniej mogłabym tylko pomarzyć. Blog The Personal Navigator i post z 2011 roku My unforgettable roommate Art Aronson”.

Dzięki autorowi bloga, Samuelowi Coulbournowi, mogłam poznać dalszą historię Artura. Czytając posta, czułam się jakbym co najmniej śledziła losy starego przyjaciela. Samuel i Artur razem studiowali w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis. Według Samuela, Aronson posługiwał się biegle językiem polskim, angielskim, niemieckim i rosyjskim, a nauka każdego przedmiotu przychodziła mu z łatwością. Był błyskotliwy, przyjacielski i radosny, mimo okrutnych wydarzeń, jakich doświadczył będąc dzieckiem. 

Podobno świetnie też rysował i ilustrował magazyn Akademii przez cztery lata spędzone w Annapolis. 

Artur zmarł 8 października 2008 w Syracuse w stanie Nowy Jork. Udało mi się nawiązać kontakt z Samuelem, który pozwolił mi wykorzystać ich wspólne zdjęcie. Artur miał żonę Eleonore, z którą nie mieli dzieci. 

Samuel Coulbourn i Artur Adam Aronson (po prawej stronie), 2002

Za każdym razem mnie zachwyca fakt, że historia, która ma teraz początek, rozwinięcie i zakończenie, zaczęła się od jednego, małego śladu. 

Źródła:

  • Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego
  • Fundacja Pasaże Pamięci
  • Pasaże pamięci. Śladami kultury tomaszowskich Żydów 
  • The Personal Navigator
  • Kazimierz Rędziński, Szkolnictwo żydowskie w Tomaszowie Mazowieckim
  • International Tracing Service, Bad Arolsen

Końcowy raport składa się z kopi odnalezionych dokumentów, tłumaczeń, zdjęć oraz podsumowania. Wyjaśniam pokrewieństwo odnalezionych osób, opisuję sprawdzone źródła i kontekst historyczny. Najczęściej poszukiwania dzielone są na parę etapów i opisuję możliwości kontynuacji.

Czasem konkretny dokument może zostać nie odnaleziony z różnych przyczyn – migracji do innych wiosek/miast w dalszych pokoleniach, ochrzczenia w innej parafii, lukach w księgach, zniszczeń dokumentów w pożarach lub w czasie wojen.  Cena końcowa w takiej sytuacji nie ulega zmienia, ponieważ wysiłek włożony w poszukiwania jest taki sam bez względu na rezultat.

Raporty mogą się od siebie mniej lub bardziej różnić w zależności od miejsca, z którego rodzina pochodziła (np. dokumenty z zaboru pruskiego, austriackiego i rosyjskiego różnią się od siebie formą i treścią).

 

Na podstawie zebranych informacji (Twoich i moich) przygotuję plan i wycenę – jeśli ją zaakceptujesz, po otrzymaniu zaliczki rozpoczynam pracę i informuję o przewidywanym czasie ukończenia usługi. Standardowe poszukiwania trwają około 1 miesiąca, a o wszelkich zmianach będę informować Cię na bieżąco.

Na Twoje zapytanie odpiszę w ciągu 3 dni roboczych i jest to etap bezpłatny. Być może zadam parę dodatkowych pytań, dopytam o cele albo od razu przedstawię propozycję kolejnych kroków.

Warto pamiętać, że im więcej szczegółów podasz, tym więcej rzeczy mogę odkryć.

Podziel się ze mną:

  • Imionami i nazwiskami przodków (wszystkich, o których wiesz)
  • Miejscami urodzenia i zamieszkania (jeśli jest inne np. wojnie)
  • Datami urodzenia, ślubów i zgonu (mogą być orientacyjne)
  • Informacjami o rodzeństwie, kuzynach, emigracjach.
  • Legendami i historiami rodzinnymi

I najważniejsze – jeśli masz niewiele informacji, zupełnie się tym nie martw, w takich sytuacjach także znajdę rozwiązanie.