Przy Hirschbergerstrasse 310, później 10, a dziś przy Pl. Piastowskim 12 mieszkała kolejna nietuzinkowa postać. Mianowicie, 9 listopada 1872 roku, w willi o nazwie Bellvue, Wilhelm Seydelmann i Augusta z domu Schall doczekali się synka, który otrzymał imiona Martin Gustav Adolf Armin.
Armin Seydelmann / Źródło: Wikipedia
Gdy podrośnie, będzie używał ostatniego z imion i pójdzie w ślady swojego dziadka, Karla Seydelmanna, znanego aktora XIX wieku. W 1894 roku rozpocznie karierę na deskach teatru Coburg-Gotha, a przez kolejnych 13 lat będzie występował na wielu niemieckich scenach – w Lubece, Sondershausen, Barmen, Erfurcie i Bremen, gdzie będzie pełnić funkcję dyrektora lokalnego teatru miejskiego.
8 sierpnia 1906 roku w Dreźnie, a dokładnie w dzielnicy Blasewitz, 34-letni Armin poślubi Susannę Emilię Mathilde von der Osten, córkę aktora teatralnego Emila von der Osten, którego niezwykły życiorys to temat na osobny post czy nawet i książkę.
Fotografia Susanne von der Osten oraz akt ślubu jej i Armina Seydelmanna
Para zamieszka w Wiedniu i zawodowo oboje będą związani z najważniejszym austriackim teatrem – Burgtheater. Armin od września 1907 do 1932 roku, Susanne od 1910 do 1923. r. Od 1912 roku Seydelmann zostanie także profesorem w Konserwatorium Wiedeńskim (niem. Universität für Musik und darstellende Kunst Wien).
Między 1919 a 1925 rokiem Armin wystąpił taże w kilkunastu filmach, zazwyczaj odgrywając role arystokratów i znanych postaci.
Siostry von der Osten, od lewej: Vali, Eva and Susanne
Ojciec Armina, Wilhelm, zmarł w Cieplicach (Warmbrunn) 25 sierpnia 1888 roku, a matka 23 grudnia 1921 dożywając 91 lat. Mimo, że Seydelmann od dekad związany był z Austrią, cieplicki majątek pozostał w rodzinie – w 1939 roku pojawia się on w księdze adresowej przy Hirschbergerstrasse 10. Być może Cieplice, jak dla wielu, stały się dla niego letnią rezydencją.
Armin Seydelmann zmarł 28 lipca 1946 roku w Spittal an der Drau w Austrii.
Wpisy Villi Bellvue w księgach adresowych na przestrzeni lat
Trzeba przyznać, że w naszych Cieplicach mieszkały kiedyś same znamienitości
Villa Bellvue obecnie / Fot. Marta Maćkowiak
Źródła:
Portret Adolfa von Henselt namalowany przez Augusta Grahla / Źródło: Wikipedia
Adolf von Henselt urodził się 12 maja 1814 roku w Schwabach w Bawarii w domu przy Penzendorfer Straße 13, jako syn Philippa Eduarda, producenta bawełny i Karoliny z domu Geigenmüller. W wieku trzech lat zaczął uczyć się grać na skrzypcach, w wieku pięciu na fortepianie, a mając lat 14 po raz pierwszy wystąpił publicznie. Niedługo potem otrzymał od króla Bawarii stypendium na dalszą naukę gry na fortepianie u Johanna Nepomuka Hummela.
Akt urodzenia Adolfa Henselta oraz współczesny widok wejścia do budynku przy Penzendorfer Straße 13 w Schwabach
Henselt w wieku 8 lat stracił matkę, a w wieku 16 ojca – te dwa tragiczne wydarzenia mogły mieć wpływ na jego późniejsze załamania nerwowe i ogromną tremę, która do końca życia nie chciała odpuścić. W 1836 roku, aby podreperować swój stan psychiczny, miał odwiedzić uzdrowisko Karlsbad (dziś Karlowe Wary w Czechach), a później swojego starego nauczyciela Hummela mieszkającego w Weimarze. Hummel, wciąż zaniepokojony jego stanem zdrowia, umówił go na spotkanie z lekarzem dworskim Vogelem, którego żonę, Rosalie Vogel z domu Manger, Henselt poślubił rok później.
W 1837 roku zamieszkał w Breslau, dzisiejszym Wrocławiu, gdzie skomponował swoje słynne etiudy (op. 2 i op. 5), a 24 października tego samego roku w Bad Salzbrunn (Szczawno-Zdrój), odbył się jego ślub ze wspomnianą wczceśniej, starszą o 10 lat Rosalie, która zostawiła dla niego z męża i czwórkę dzieci. Para doczekała się jednego wspólnego dziecka – Alexandra, który urodził się w 1839 roku.
Adolf von Henselt
Kilka miesięcy po ślubie, dzięki rekomendacji znajomych, ruszyli do Sankt Petersburga w pierwszą trasę koncertową Adolfa po Rosji. Po drodze, dokładnie 21 stycznia 1838 roku, Adolf zagrał koncert w Warszawie, a na pamiątkę tego wydarzenia skomponował utwór „Souvenir de Varsovie” (Pamiątka z Warszawy). W Rosji odniósł tak ogromny sukces, że życzenie cara pozostał w Perterburgu i otrzymał nominację na nadwornego pianistę carycy, Aleksandry Fiodorowny. Wtedy zaczął też uczyć muzyki carskie dzieci. W 1861 roku Henselt i jego rodzina otrzymała obywatelstwo rosyjskie, a w 1876 rosyjski tytuł szlachecki.
Henselt wszystkie swoje utwory skomponował do 30 roku życia, a w wieku 33 lat wycofał się całkowicie z występów publicznych – przyczyną była chroniczna trema. Odtąd jego koncerty odbywały się w gronie najbliższych przyjaciół i znajomych, a swój talent wykorzystał w pedagogice fortepianowej. Zwieńczeniem tej drogi było objęcie w 1888 roku funkcji profesora fortepianu w Konserwatorium Muzycznym w Petersburgu.
Księga adresowa, Villa Henselt, 1882
W 1852 roku Henselt zakupił pałac w Gersdorf am Queis (dzisiejszym Gierałtowie, dziś nie istniejący), gdzie miał gościć między innymi: bajkopisarza Hansa Christiana Andersena oraz kompozytora Richarda Wagnera. Każde lato spędzał na Śląsku, a w długie podróże zabierał ze sobą bezdźwięczną klawiaturę, na której mógł swobodnie ćwiczyć.
W 1866 roku Adolf sprzedał posiadłość w Gierałtowie, a w 1871 roku zakupił willę w Bad Warmbrunn (Cieplicach Śląskich-Zdroju), która stała się jego letnią rezydencją już do końca życia. Także tutaj, w Villa Henselt, odbywały się kameralne koncerty dla przyjaciół i bliskich znajomych – wspomina o nich Bettina Walker w swoich reminiscencjach „My musical experiences” wydanych w 1892 roku.
Historyczny widok Gartenstrasse w Bad Warmbrunn (dzisiejsza ul. Juszczaka w Jeleniej Górze)
Szczęśliwy czas przerywa śmierć syna – 10 lutego 1878 roku Alexander umarł w Samarze w Rosji z powodu zapalenia płuc. Na tę wieść Rosalie doznała poważnego udaru, na skutek którego przestała mówić, chodzić i pisać – na szczęście Adolfowi troskliwą opieką udało się przywrócić ją do zdrowia.
Adolf zmarł 10 października 1889 roku w domu i został pochowany na nieistniejącym już cmentarzu, który znajdował się przy kościele ewangelickim w Cieplicach, Rosalie zmarła zaś 4 lata później – 27 września 1893 roku. Dożyła 89 lat.
Od lewej: notatka z Gazety Handlowej (19.10.1889) informująca o śmierci Adolfa von Henselt; akty zgonu Adolfa i Rosalie / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
Według księgi adresowej z 1882 roku, Villa Henselt znajdowała się przy Gartenstrasse 329, dzisiejszej ulicy Juszczaka. Niestety numeracja uległa zmianie, a, ze względu na brak potomka, nazwisko Henselt nie pojawia się już w późniejszych księgach adresowych. Pewne jest to, że Villa Henselt została zbudowana w latach 70. XIX wieku. Porównując adresy i inne nazwiska pojawiające się w adressbuchach, biorę pod uwagę budynki przy dzisiejszej ulicy Juszczaka 14 i 16. Budynek numer 12 według księgi adresowej z 1882 roku miał numer 330 i należał do rodziny Merker, więc numer 14 mógłby być domem Henselta. Z kolei stylistycznie wybrałabym 16-stkę na willę takiego artysty.
Od lewej: budynek przy ul. Juszczaka 14 oraz budynek przy ul. Juszczaka 16 / Fot. Marta Maćkowiak
A jakie jest Wasze zdanie? Może komuś uda się odkryć, w którym domu znajdowała się Villa Henselta?
Od lewej: pomnik Henselta w Szwabach, okładka płyty Piersa Lane’a z etiudami Henselta
Źródła:
Historyczny widok pensjonatu / Źródło: polska-org.pl
Współczesny widok budynku / Fot. Marta Maćkowiak
Według akt Biura Informacyjnego W. Schimmelpfeng kompleks w Jagniątkowie został wybudowany w latach 90-tych XIX wieku. Na 5 hektarach ziemi znajdowały się budynki, parkowy ogród oraz gospodarstwo rolne z 4 końmi, bydłem i świniami. Pensjonat był znanym żydowskim ośrodkiem edukacyjnym, który cieszył się doskonałą opinią i wysokim poziomem nauczania. Personel składał się z około 10-12 osób.
Według przewodnika z 1925 roku w jednym z budynków zatrzymywali się rodzice odwiedzający swoje dzieci.
Reklamy i dokument dotyczące pensjonatu Elizy Höniger
Akt zgonu Elizy Höniger, lista transportowa zawierająca nazwiska Sary i Friedy, karta transportowa Friedy oraz akt zgonu Sary / Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu oddział w Jeleniej Górze
Źródła:
Za kilka dni większość z nas usiądzie przy wspólnym stole z rodziną i przyjaciółmi. Świąteczny czas sprzyja nie tylko ucztowaniu i graniu w planszówki, ale też wspominaniu tych, którzy odeszli, oglądaniu rodzinnych fotografii i niespodziewanym wizytom – to może być doskonała okazja na zebranie informacji dotyczących naszych przodków.
Jak się do tego zabrać? Poniżej znajdziesz pierwsze kroki, od których warto zacząć na początku swojej genealogicznej przygody.
Impreza zaręczynowa Jakuba Mandelbauma i Miny Starobiniec, Warszawa / Źródło: kolekcja prywatna
Na początku wyznacz swój cel. Zadaj sobie pytanie – kogo i czego szukam? Motywacje mogą być różne – być może chcesz poznać imiona swoich przodków, odkryć losy wujka, o którym słuch zaginął, lub odnaleźć dom, w którym babcia spędziła dzieciństwo. Być może opowiadało się o utraconym majątku, szlacheckich lub żydowskich korzeniach i chcesz poznać prawdę, a może pragniesz dowiedzieć się czegokolwiek, bo nikt nigdy nie chciał wracać do tego, co było?
Zapisz sobie wszystko w notatniku – odhaczaj wykonane zadania i dopisuj nowe.
Prawdopodobnie wiesz więcej niż Ci się wydaje. Weź kartkę i rozrysuj sobie swoje drzewko. Zacznij od siebie, swojego rodzeństwa, rodziców, wujków, cioć i tak dalej, aż do momentu, w którym jedyne co możesz postawić to znak zapytania.
Postaraj się zanotować wszystkie szczegóły – imiona, nazwiska, daty urodzeń, ślubów i zgonów. Dodaj dodatkowych krewnych, z którymi rodzina jest blisko, a z boku zapisz też wszystkie rodzinne plotki, legendy, sekrety, o których czasem się szeptało. Losy wojenne, adresy, ukończone szkoły i zawody – każdy szczegół może się okazać później bezcenny.
Następnym krokiem jest wywiad rodzinny. Niektórzy rozmówcy będą godzinami snuli opowieści, inni zapewne będą milczeć jak skała. Ktoś może się nawet obrazić, że rozgrzebujemy to, co powinno zostać dawno zapomniane. Dla niektórych powrót do przeszłości może być traumatycznym przeżyciem – w takiej sytuacji powinniśmy uszanować odmowę, odpuścić i wrócić do tego tematu w innym terminie. Niekiedy potrzebny jest czas.
W optymistycznym scenariuszu trafisz na osobę, która chce podzielić się całą historią swojego życia – korzystaj! Rób notatki, nagraj wypowiedź, zadawaj dużo pytań. Im bardziej szczegółowe będą, tym lepiej. Bardziej typu „Jak wyglądał Twój dom? Kto był Twoim sąsiadem? Ile braci i sióstr miał*ś? Czy miał*ś pieska albo kotka?” niż ogólne „Opowiedz mi o swoim życiu”.
Dobrze zadane pytanie, to klucz do sukcesu. Nawet język, w którym się komunikujemy, może odegrać ważną rolę. Pamiętam jak kilka lat temu miała spotkanie ze starszym Panem z zagranicy. Jego wnukowie chcieli dowiedzieć się o swoich przodkach z Polski i czekali aż zacznie dzielić się swoją historią. Powoli zaczęłam dopytywać o różne rzeczy – na próżno. Pan nic nie pamiętał, niczego nie wiedział. Wydawał się być bardzo zagubiony.
Dopiero gdy zadałam te same pytania po polsku, w języku którego nie używał od końca wojny, niespodziewanie uruchomiła się lawina wspomnień. Warto w podobny sposób wspomóc się też pamiątkami rodzinnymi i fotografiami, jeśli takie posiadasz.
Nawet jeśli ktoś z Twojej rodziny przepytał najstarszych członków, zrób to jeszcze raz. Może się zdarzyć, że Tobie babcia powie więcej albo zdradzi jakiś nieznany wcześniej sekret, bo wzbudzasz największe zaufanie lub skojarzysz jej się z czymś.
Leon Kaziński w Nowym Mieście nad Wartą, 6 lipca 1932 / Źródło: kolekcja prywatna
Przeszukaj dokumenty w swoim rodzinnym domu, poproś też o nie osoby, z którym przeprowadzasz wywiad. Porób zdjęcia, skany, rób notatki i zapisz sobie wszystko w jednym miejscu na komputerze, bo potem możesz się złapać na tym, że dokonujesz tego samego odkrycia po raz czwarty (true story – zdarzyło mi się nie raz w przypadku własnej rodziny).
Możesz trafić na akta urodzenia, dyplom, wycinki z gazet, listy, skrawki papieru z, z pozoru, „przypadkowymi” nazwiskami i adresami. Zbieraj wszystko i opisuj wszystko, a potem przechowuj w specjalnie do tego przeznaczonym segregatorze. Bądź detektywem.
Indeks Ruty Mandelbaum z Politechniki Wrocławskiej / Źródło: kolekcja prywatna
Skorzystaj z jednego z najbardziej dostępnych źródeł informacji – z wyszukiwarki Googla. Ta wskazówka może wydawać się śmieszna lub oczywista, ale z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, że warto poświęcić jej więcej uwagi.
Ujmując wyszukiwaną frazę (w tym przypadku na przykład imię nazwisko i miejsce urodzenia przodka) w cudzysłów – można trafić na niesamowite skarby. Ja tym sposobem odkryłam zdjęcie moich prapradziadków na archiwalnej aukcji Allegro. Przedmiotem licytacji było pismo Przewodnik Katolicki wydane 5 czerwca 1927, w którym znalazła się informacja o złotych godach Ignacego Maćkowiaka i Ludwiki Sameli z Chociczy.
Złote gody Ignacego i Ludwiki Maćkowiaków z Chociczy / Źródło: Przewodnik Katolicki, 5 czerwca 1927
Mam nadzieję, że spotkania rodzinne i pobyt w domu zaowocują mnóstwem nowych imion, nazwisk i andegdot.
Prawdopodobnie kolejnym ważnym krokiem będzie kontakt z Urzędem Stanu Cywilnego. O tym jakie dokumenty można tam zdobyć i jak uzyskać odpis nie wychodząc z domu – przeczytasz w moim artykule: Jak zdobyć odpis aktu urodzenia z USC?
Do usłyszenia!
Marta
Chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. Jedną z tych, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Kilka lat temu, Helena i Aleksander z Mi Polin przekazali mi parę adresów budynków, w których znaleźli ślady po mezuzach. Moim zadaniem było odkrycie historii ich przedwojennych mieszkańców.
Fot. Aleksander Prugar / Źródło: MI POLIN
Zazwyczaj poszukiwania genealogiczne zaczynam od zebrania informacji o konkretnej rodzinie i osobach, na których trop rodzinny się urywa. W tym przypadku pracę zaczęłam od adresu, który dostałam od Heleny i Aleksa: ulica Jerozolimska 3, Tomaszów Mazowiecki. Na podstawie ksiąg adresowych, dokumentów z obozów przejściowych, zasobów archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego i niezawodnego źródła, jakim jest Internet, udało mi się odkryć przepiękną historię i złożyć jej kawałki w całość.
W księdze adresowej z 1939 roku odnalazłam informację, że przy ulicy Jerozolimskiej 3 mieszkał Alfred Aronson. Okazało się, że był on przemysłowcem i synem współwłaściciela Fabryki Sukna Samuela Steinmana i Artura Aronsona, która powstała w wyniku fuzji dwóch firm w 1908 roku. Kazimierz Rędziński w swojej pracy Szkolnictwo żydowskie w Tomaszowie Mazowieckim, wspomniał o działalności dobroczynnej Samuela i Artura:
“Samuel Steinmann i Artur Aronson dla szkoły żeńskiej ofiarowali dwie maszyny do szycia oraz stół krojczy do nauki krawiectwa, a także 12/4 arszyna sukna na płaszcze zimowe dla 5 biednych uczennic. Płaszcze uszyto dla: Złoty Skrobisz z klasy III, Selmy Pakul z II klasy oraz Sary Kon, Ity Rosental i L. Szuster z klasy I34”.
W publikacji Fundacji Pasaże Pamięci czytamy:
„Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” wyprodukowała w r. 1914 tkaniny wełniane o wartości 700 tys. rubli. W fabryce pracowało wtedy aż 200 robotników na 82 krosnach i 3840 wrzecionach. […] W r. 1927 firma „Fabryka Sukna Samuel Steinman i Artur Aronson” posiadała przędzalnię czesankową o 3640 wrzecionach i tkalnię o 70 krosnach. Zatrudniała 180 robotników. W r. 1930 na skutek kryzysu nastąpiły liczne zwolnienia, a w r. 1931 z powodu strat fabrykę całkowicie zamknięto. Po ustąpieniu kryzysu podjęto produkcję na stosunkowo niskim poziomie.”
Aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat wojennych losów Alfreda, zaczęłam szperać w dokumentach archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego. I oto znalazłam dwie ważne rzeczy: powojenną kartę rejestracyjną z Centralnego Komitetu Żydów w Polsce Artura Adama Aronsona – syna Alfreda, oraz teczkę personalną opisującą jego losy między 1947 a 1948 rokiem.
Karta rejestracyjna z Centralnego Komitety Żydów w Polsce / Źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Tak zwane karty rejestracyjne Żydów ocalałych z Zagłady były wydawane przez Centralny Komitet Żydów w Polsce, którego celem było reprezentowanie wobec władz państwowych oraz zorganizowanie opieki i pomocy tym, którzy przeżyli Holokaust.
Dzięki tej właśnie karcie dowiedziałam się, że Artur Adam Aronson urodził się 8 października 1934 w Tomaszowie Mazowieckim. Jego ojciec nazywał się dokładnie Alfred Joachim Aronson, a matka Wanda z domu Borensztajn. Gdy wybuchła wojna, rodzina Aronsonów została przeniesiona do getta w Tomaszowie, a tam Alfred został członkiem Żydowskiej Służby Porządkowej i Judenratu. Po likwidacji getta rodzina została rozdzielona. Artur z matką trafili do Auschwitz, gdzie ta niedługo potem zmarła.
Alfred prawdopodobnie przebywał jakiś czas w Warszawie, a później trafił w głąb Niemiec. Według informacji Fundacji Pasaże Pamięci, Karol Weyman (pisane czasem też Wejman), pomagał Żydom w getcie tomaszowskim – między innymi swojej koleżance z liceum (a później żonie), Marii Aronson, i jej bratu, Alfredowi. Pomógł im wydostać się z getta i przenieść się do Warszawy.
Z dokumentacji JOINTu i obozu przejściowego wynika, że Alfred był w obozie Bergen-Belsen, a po wyzwoleniu przebywał w Stuttgardzie. Stamtąd 8 lipca 1947 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych do swoich krewnych.
Źródło: Międzynarodowa Służba Poszukiwań (International Tracing Service), Bad Arolsen
Jego syn, 11-letni wówczas Artur, w trakcie wyzwolenia był w Oświęcimiu. Po wojnie odnalazła go przedwojenna guwernantka, Maria Sroka, z którą zamieszkał w Łodzi. Alfred przez kolejny rok starał się ściągnąć syna do siebie. Mniej więcej tyle zajęło zdobycie potrzebnych dokumentów, udowodnienie władzom amerykańskim, że będzie w stanie utrzymać dziecko, załatwienie formalności związanych z emigracją i przede wszystkim – trudne rozstanie chłopca z opiekunką. Poniższy list nie pozostawia wątpliwości.
„Rzekomo chłopiec ten już kilkakrotnie zwierzał się jej (Marii), że obawia się podróży morskiej. […] Pani S. twierdzi, że jest to właściwie duże dziecko, czyli duże tylko wzrostem. […] Poza tym odnieśliśmy wrażenie, że pani S. nie chciałaby się tak z dnia na dzień rozstać z chłopcem i uważamy, że nie jest wskazane wpływać na nią by udzieliła zgodę na wyjazd przez Francję”.
Źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Początkowo Artur miał wypłynąć z Gdyni 26 października 1948 na pokładzie statku Batory. Ostatecznie ze względu na zawiłości i problemy z rezerwacją, wsiadł 28 listopada do pociągu pod opieką pana Zygfryda Baltucha, pojechał do Paryża. Artur wypłynął 16 grudnia 1948 z Cherbourg we Francji na pokładzie statku Queen Elizabeth i dotarł do Nowego Jorku 21 grudnia 1948.
Tak pierwotnie zakończyła się historia, którą odkryłam kilka lat temu. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby coś mnie nie podkusiło do pogooglowania sobie Artura Aronsona przez kilka minut pisząc teraz ten tekst na bloga.
Tym sposobem po chwili dowiedziałam się, że Artur napisał esej o historii okrętu Burza („The Burza was a destroyer”), za który orzymał nagrodę Westcott Prize w 1958 roku, i natknęłam się na perełkę, o której wcześniej mogłabym tylko pomarzyć. Blog The Personal Navigator i post z 2011 roku „My unforgettable roommate Art Aronson”.
Dzięki autorowi bloga, Samuelowi Coulbournowi, mogłam poznać dalszą historię Artura. Czytając posta, czułam się jakbym co najmniej śledziła losy starego przyjaciela. Samuel i Artur razem studiowali w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych w Annapolis. Według Samuela, Aronson posługiwał się biegle językiem polskim, angielskim, niemieckim i rosyjskim, a nauka każdego przedmiotu przychodziła mu z łatwością. Był błyskotliwy, przyjacielski i radosny, mimo okrutnych wydarzeń, jakich doświadczył będąc dzieckiem.
Podobno świetnie też rysował i ilustrował magazyn Akademii przez cztery lata spędzone w Annapolis.
Artur zmarł 8 października 2008 w Syracuse w stanie Nowy Jork. Udało mi się nawiązać kontakt z Samuelem, który pozwolił mi wykorzystać ich wspólne zdjęcie. Artur miał żonę Eleonore, z którą nie mieli dzieci.
Samuel Coulbourn i Artur Adam Aronson (po prawej stronie), 2002
Za każdym razem mnie zachwyca fakt, że historia, która ma teraz początek, rozwinięcie i zakończenie, zaczęła się od jednego, małego śladu.
Źródła:
Końcowy raport składa się z kopi odnalezionych dokumentów, tłumaczeń, zdjęć oraz podsumowania. Wyjaśniam pokrewieństwo odnalezionych osób, opisuję sprawdzone źródła i kontekst historyczny. Najczęściej poszukiwania dzielone są na parę etapów i opisuję możliwości kontynuacji.
Czasem konkretny dokument może zostać nie odnaleziony z różnych przyczyn – migracji do innych wiosek/miast w dalszych pokoleniach, ochrzczenia w innej parafii, lukach w księgach, zniszczeń dokumentów w pożarach lub w czasie wojen. Cena końcowa w takiej sytuacji nie ulega zmienia, ponieważ wysiłek włożony w poszukiwania jest taki sam bez względu na rezultat.
Raporty mogą się od siebie mniej lub bardziej różnić w zależności od miejsca, z którego rodzina pochodziła (np. dokumenty z zaboru pruskiego, austriackiego i rosyjskiego różnią się od siebie formą i treścią).
Na podstawie zebranych informacji (Twoich i moich) przygotuję plan i wycenę – jeśli ją zaakceptujesz, po otrzymaniu zaliczki rozpoczynam pracę i informuję o przewidywanym czasie ukończenia usługi. Standardowe poszukiwania trwają około 1 miesiąca, a o wszelkich zmianach będę informować Cię na bieżąco.
Na Twoje zapytanie odpiszę w ciągu 3 dni roboczych i jest to etap bezpłatny. Być może zadam parę dodatkowych pytań, dopytam o cele albo od razu przedstawię propozycję kolejnych kroków.
Warto pamiętać, że im więcej szczegółów podasz, tym więcej rzeczy mogę odkryć.
Podziel się ze mną:
I najważniejsze – jeśli masz niewiele informacji, zupełnie się tym nie martw, w takich sytuacjach także znajdę rozwiązanie.